TANGO JEST METYSEM
Świetny polski tekst sprzed ponad stu lat. Tango właśnie zaczynało podbijać Polskę.
W 2013 roku zdaniem Tygodnika Illustrowanego (51/1913) "tango" rósł we wpływy i możność tak dalece, iż zachodziła obawa, że zagrozi mazurowi. Przenikliwie dostrzegano, że "tango" każe tancerzom 'sunąć na ostrzu przystojności'. Tygodnik ujawnił także, kto zaraził tangiem Paryż (a zatem i Europę): miałby to być sławny wówczas Polak(!), Jan Reszke (zapewne chodzi o pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Reszke). Zachęcam do lektury. Kliknij w obraz poniżej (skan tekstu), aby zobaczyć tekst w pełnej rozdzielczości.
Znalezisko: Anna Pietruszewska
Zobacz też reprint oryginału zdigitalizowany i doprowadzony do stanu względnej czytelności przez Lechosława Hojnackiego
TANGO. (TYGODNIK ILLUSTROWANY Nr 51/1913 z 29.10.1913 r.)
Szalejący, rozbawiony, a uciekający przed widmem nudy świat tym razem do pampasów amerykańskich sięgnął po natchnienie, z nad brzegów La Platy zapożyczył taktów nowego tańca i w jego upajającym wirze pogrążył chciwe nieznanych dreszczów tłumy.
Namiętne matchiche, cake-walki murzyńskie, omdlewające walce, nawet apaszów brutalne rytmy umilkły wobec nowego władcy, a raczej kacyka mody choreograficznej.
Kacykowi temu na imię ”tango”. Krew w jego żyłach płynie argentyńska, brzmi wspomnieniami fandanga, dźwiga charakter melodyi hiszpańskich. Rodowód tej krwi łączy się niezawodnie z kompanami Diaza de Solisa, który pierwszy do brzegów La Platy dotarł. Czeredy awanturników hiszpańskich, złotego runa poszukiwaczy grały lasom dziewiczym, grały plemionom czerwonoskórych swe narodowe pieśni. W chwilach odświętnych szukały haszyszu w kole tanecznem, mocnej podniety dla stwardniałych w życiu surowem nerwów i uczuć. Te nieuczone dźwięki hiszpańskie zmieszały się z tubylczymi taktami, nasiąkły zaprawą wielorasowych osadników argentyńskich i wydały stylowego, na swój sposób, metysa - tanga.
Tango jest typowym metysem. W budowie jego ślady kilkunastu naraz tańców się plączą, mając za podstawę charakterystyczną fugę, niewolącą tancerza do wpadania nie w takt, lecz w jego środek. Muzyka albo wyprzedza tancerza, albo za nim pośpiesza - nigdy zgadzać się z nim nie może. Stąd trudność dobrania się pary tancerzów, stąd wielu trzeba prób, aby dojść do harmonii rytmu, aby zgodzić się w takcie fug nieustannych. Większą podobno trudność stanowi opanowanie harmonii ruchów, ile te tango zaprasza do tańca całą postać pary i każe jej sunąć na ostrzu przystojności pod warunkiem sine qua. Wyrzeczenie się tego “ostrza” zamienia tango w niezgrabną kretaninę, najlżejszy zaś objaw temperamentu prowadzi do shockingu.
To niebezpieczeństwo tanga, ta jego skłonność i podatność do zmysłowej interpretacyi zdecydowała o jego powodzeniu i sławie argentyńskiej.
I tango rósł we wpływy i możność nad brzegami La Platy - aż, jako zbogacony plantator trzciny cukrowej, zapragnął holłu Europy. Debiut ułatwił mu Jan Reszke.
Jan Reszke wydawał w Paryżu jeden ze swych słynnych z wykwintu wieczorów. Szło mu o clou, o jakoweś nieznane urozmaicenie. Przypadek zbliżył go do pary Argentyńczyków, odbywających wczasy nad Sekwaną. Argentyńczycy wypomnieli z zachwytem swój taniec narodowy. Reszke zobowiązał ich i... oto na wieczorze rozległy się, po raz pierwszy w Europie, nieznane rytmy czarodzieja z drugiej półkuli.
Tango olśnił widzów. Sława jego obiegła salony paryskie i za tryumfowała w sezonie nicejskim i, po sukcesie nowym w Biarritz, zawładnęła Paryżem, a więc i Europą...
I ot “tango” stał się królem balów, magnesem kasyn, tinglów, przedstawień dramatycznych, punktem kulminacyjnym.
Bez ”tanga”' niema dziś, na prastarym kontynencie, herbatki tańcującej, operetki, lekkiej muzyki, kabaretu, szynku, filmy kinematograficznej, flirtu, zabawy, uciechy.
Tango argentyński, niby jakowyś Rockfeller lub Wanderbild, ma dzisiaj nawet swych usłużnych heraldyków, ma mir i poważanie, ma świadectwo najchlubniejsze najgłośniejszej na globie akademii!
Nawet Instytut francuski, nawet hardy areopag tych, którzy wybierają sami siebie na nieśmiertelnych, pośpieszył ze złożeniem mu czołobitności.
Tak, na walnem posiedzeniu Instytutu, członek akademii, Jan Richepin, wygłosił płomienną konferencyę o... ,,tangu", wyprowadził pochodzenie jego od Egipcyan, od ruin tebańskich uznał w nim potomka sfinksów, olimpijczyka, kreonida, tytana!
Instytut francuski padł plackiem przed baletem. Literatura francuska rozpłaszczyła się przed zmysłowym podrygiern zbogaconego metysa argentyńskiego.
* * *
A my?
Warszawa nie lubi nigdy stać w tyle za Europą, zwłaszcza za Francyą, jeśli mowa nie o tej Francyi, która pracuje od rana do wieczora i gromadzi miliardy franków w kasach oszczędności, ale o tej, która się bawi...
Z Warszawy do Paryża przecież tylko krok jeden Na wielkich bulwarach zawsze można spotkać rodaka - częściej w Café de la Paix, niż w muzeach i galeryach.
W tej 700,000 rzeszy cudzoziemców, z których Paryż francuski żyje, stały jest odsetek Polaków. Czyliż więc można dziwić się, że nie brak i tych, co przyjechali umyślnie, aby specyalnie studyować ”tango”. I bądźmy ufni w ich zdolności i dobrą wolę. Nauczą się tańczyć dobrze, nie gorzej od Francuzów i wrócą do kraju, szerzyć w nim kulturę z nad Sekwany.
Karnawał przyszłoroczny rozpocznie się niewątpliwie i w Warszawie pod znakiem “tanga”.
Cieszmy się. Jesteśmy na równi z Europą. nie damy się prześcignąć stolicy świata i potrafimy jej dorównać, gdy idzie o krok posuwisty i zgrabne ruchy na parkietach salonowych.
A to, że robotnik francuski pracuje trzy razy intensywniej od naszego, że zarabia dużo więcej, a co zatem idzie, odżywia się mieszka, ubiera i dzieci wychowuje inaczej, to, że całe życie Francyi współczesnej bije rytmem ogromnej. wytężonej, porywającej, w swoje tryby cały naród pracy, że Paryż przez cały dzień kipi - nie zabawą, ale tą właśnie pracą, ogarniającą wszystkie dziedziny wytwórczości ludzkiej i przerabiajacą natychmiast każdą nową idee na madrze i praktycznie zastosowany wynalazek, że w całym kraju rośnie przez to dobrobyt, że prawdziwa kultura ma tam swoje gniazdo, z którego od czasu do czasu zrywa się jakiś geniusz, zdumiewający śmiałością swego lotu i polotu cały świat cywilizowany - to nas obchodzi mniej.
Byleśmy umieli tańczyć “tango” nie gorzej od Francuzów, byle powierzchowna nasza europejskość nie była narażona na zarzut nieumiejętności dotrzymania kroku elicie nadsekwańskiej, byleśmy mieli złudzenie, że idziemy w pierwszym szeregu... cywilizacyi. Jesteśmy na dobrej drodze W przededniu sezonu tanecznego całe zastępy młodzieży przygotowują się już wytrwale do “tanga”, badają jego tajemnice, uczą się ruchów które nie byłyby “shocking" i tylko patrzeć jak posuwisty, pełen temperamentu, na wskroś polski, dający ujście naszej bujności rasowej mazur stanie się w salonach warszawskich tańcem, który będzie wywoływał grymas na ustach wytwornych w paryskich kabaretach wykształconych tancerzy. Czekajmy karnawału.
Zobacz też: skan oryginalnej strony Tygodnika Illustrowanego z powyższym tekstem